Wyznaję, że konieczność
zabrania głosu na ten temat budzi we mnie uczucie konsternacji, z powodu
jednego tylko, kłopotliwego słowa "typ" [type]. Jest ono stałą
przyczyną sporów i dyskusji, w zasadzie bezowocnych, po prostu dlatego, że nie
możemy uzgodnić jego znaczenia. Ponieważ to termin subtelny i ulotny, jak
"styl" czy "jakość", niezwykle trudno go uściślić i należy wątpić,
czy stworzymy definicję, na którą wszyscy przystaną. Nie należy go mylić z
"zaletami", ani "charakterem", choć odróżnienie tego ostatniego
i "typu" nie jest zawsze łatwe. Właściwa szata [coat] nadaje
charakter, choć jej brak nie pozbawia zwierzęcia typu. Właściwą może mieć i pies
o budowie i sylwetce mastyfa.
Jeżeli przyjrzymy
się naszym zwierzętom domowym, zauważymy wielość form życia (typów), które
postrzegamy jako różne. Na przykład koń i krowa to typowe formy życia należące
do różnych gatunków (typów). Jeśli zamiast krowy i konia weźmiemy pod uwagę dwa
konie - wyścigowego i pociągowego clydesdale'a, będziemy mieć do czynienia z
dwiema formami życia (typami) tego samego gatunku (typu), należącymi do różnych
odmian (typów). Jeśli zgodzimy się z tym rozumowaniem, sprowadzimy "typ"
do słowa "forma" i zdamy sobie sprawę, że dana forma życia obejmuje
więcej niż jeden typ, a sam typ jest nieuchwytny i zmienny.
NATURA
"Tak dba o typ?"
Ależ nie.
Z ostrego klifu i z kamieniołomu
Krzyczy: "Typów
odeszły tysiące,
Ja nie dbam o nic. Wszystkie
przeminą".
[Alfred Lord Tennyson, In
Memoriam A.H.H.]
Zakładam, że
czynnikiem dominującym w tworzeniu typu jest selekcja. Natura dokonuje jej
przez dobór naturalny, człowiek w sposób sztuczny, ustanawiając samego siebie sędzią
typu. Są też inne czynniki. Jako że całe życie, w tym i człowiek, jest tworem
ziemi, a wszystkie jej twory różnią się zależnie od środowiska, znać w nich ogromny
wpływ klimatu, pożywienia, gleby, itp. Słowem, typ dostosowuje się do środowiska.
Jako że
przedmiot naszych rozważań jest formą życia, kilka typów łączy go z innymi
formami, ale wystarczy, że odwołamy się tu do dwóch: gatunek - "pies",
odmiana - "wilczarz irlandzki". Spróbuję wypowiedzieć się na temat
tego ostatniego. Zanim to uczynię, należy może napomknąć o papuzich wrzaskach,
których nasłuchaliś my się ad nauseam - że to rasa wyprodukowana przez
człowieka, sztuczna, itp. To histeryczne ględzenie ludzi niezrównoważonych,
którym zwyczajnie brak rozumu.
Twierdzenie,
że krzyżowanie osobników niespokrewnionych [outcross] jest nieuprawnione w przypadku
tej rasy, a uprawnione w przypadku innych to reductio ad absurdum. Celem
takiego krzyżowania jest odrodzenie typu, a nie stworzenie rasy. Od początku
zakładano odrodzenie typu i oczywistoś cią jest, że w dążeniu do tego celu nie
ma lepszej wskazówki niż historia samego psa, ponieważ jasno wskazuje zadanie,
do którego został powołany i niekwestionowaną zdolność do jego wykonania.
Szczegółowe
przypominanie faktów historycznych byłoby tu zbędne można o nich poczytać w
innym miejscu. Źródła głoszą, że był najcenniejszym najbardziej upragnionym
psem myś liwskim, przeznaczonym do ścigania i zabijania dużej i broniącej się zajadle
dzikiej zwierzyny, zanim nie wyparła go broń palna, która okazała się od niego
doskonalsza w tej materii. Wykonywanie tego zadania wymagało dwóch
najważniejszych cech: niezwykłej szybkoś ci, pozwalającej podjąć wyzwanie i olbrzymiej
siły, by dokończyć dzieła. By rozwinąć taką prędkość, miał formę (typ) greyhounda.
W istocie powszechnie mówi się o nim jako o "greyhoundzie irlandzkim".
Niezbędna siła natomiast wymagała gigantycznych rozmiarów. O sile tego psa
mówią źródła pisane pamiętniki nuncjusza papieskiego Rinuciniego w XVII
wieku, a Rawdon Papers i Evelyn's Diary pozwalają się domyś lać,
że przewyższał nią nawet mastyfa. Twierdzenie, że walczący mastyf nie
dorównywał skutecznoś cią i szybkoś cią wilkowi [wolf] wystawia naszą wiarę na ciężką
próbę. Skoro ustaliliś my, że [wilczarz] był greyhoundem, wynika stąd, że inne jego
cechy muszą być zgodne z tym ustaleniem i "greyhoundowate", poczynając
od głowy, ze szczękami włącznie, uznanej za decydującą o typie. Powinna ona być
na tyle "greyhoundowata", na ile jest to zgodne z wrażeniem siły,
czy też na tyle silne, na ile jest to zgodne z "greyhoundowatoś cią".
Kwadratowy pysk z wąsami przy nozdrzach, w stylu współczesnego teriera
szorstkowłosego przyprawia mnie o mdłości.
Kilkoro
przyjaciół powiedziało mi, że mój sprzeciw wobec najmniejszej choćby bruzdy
między oczami jest nieuzasadniony. Starannie zbadałem czaszkę z X wieku w
Muzeum Dublińskim i w jej budowie nie dopatrzyłem się nawet cienia takiego rowka
czy wgłębienia. Na obrazie Reinagle'a (1803) i w wypchanej głowie wilczarza
(1833) z Muzeum Historii Naturalnej w Dublinie nie widać nic, co można by uznać
za taką bruzdę. W całoś ci wyobrażam sobie tę głowę w sposób następujący: powinna
być długa, doś ć dobrze owłosiona, choć nie tak mocno jak reszta ciała i niepodobna
do kudłatej głowy bobtaila czy kerry blue teriera. Uszy powinny być małe,
noszone jak u greyhounda i dość wysoko osadzone. Całości obrazu dopełnia
"oko jak owoc tarniny, ucho nie niskie". Nie trzeba w
tym miejscu rozważać budowy kończyn, zadu, stóp, ogona itd., ponieważ uzgodniliśmy
już, jakie być powinny. Ponadto tymi "cechami" się tu nie zajmujemy. Pozostaje
więc kwestia sierści.
Apostołowie
bredni, którzy głosili naukę, że dawny wilczarz miał sierść gładką jak zwykły greyhound
chyba z niej zrezygnowali, bo milczą. Usta zamknął im ostatecznie bardzo mocny,
w istocie nieodparty argument, który wysunął Everett w numerze Our Dogs
w 19 listopada tego roku, że klimat Irlandii wymaga szaty wodoodpornej. Everett
skłania się ku temu, co nazywa dobrym podszerstkiem [good undercoat], czy też
temu, co czasem nazywa się "szatą podwójną" [double coat]. To argument
na rzecz naszych wcześniejszych uwag o wpływie klimatu, gleby itp.
Co to jest
"sierść wodoodporna"? Everett chyba zanadto wierzy w niezawodność podszerstka
[udercoat]. To bardzo prawdopodobne, że pozwala zwierzęciu utrzymać ciepło, ale
należy wątpić, czy zatrzymuje wodę. Jest w zasadzie wełnisty, chłonie wilgoć
jak bibuła, a włos okrywowy [outer coat] nie pozwala mu wyschnąć. Przykład polującej
wydry przekonuje nas, że to gęstoś ć sierści chroni przed wodą, ale nie będę
rozwijał tego tematu.
Sierść kudłata
czyli włos psa pasterskiego budzi sprzeciw, bo jest obca rasie i wprowadzono ją
w XIX wieku przez wykorzystanie psów mocno owłosionych w krzyżówkach [outcross].
Tak postępował Glengarry, kapitan Graham i zapewne jeszcze inni. Ani obraz Reinagle'a,
ani rycina Ridingera nie przedstawiają kudłatych psów. Wypchana głowa w Muzeum
Dublińskim też nie jest kudłata. To ciekawe, że według McNeilla (Scropes: Deer
Stalking) górale szkoccy uważali twardą szorstką sierść za kryterium przy
hodowli szkockiego brata wilczarza, a Irlandczycy niewątpliwie podzielali ich
przekonania. Skoro o sierści mowa, wspomnę o znaczącym, ciekawym i zapewne mało
znanym drobiazgu: "wolf" po irlandzku to "dziki greyhound"
cu allaid, zwany również faol-chu.
Jeś li wolno mi rościć
sobie prawo do udzielania rad nowym hodowcom, rzeknę: analizujcie Standard
Klubowy, bo doskonalszy być nie może. Studiujcie obraz Reinagle'a i dodajcie
może nieco sierści i masy. Z takich przesłanek powinno wynikać wyobrażenie, które
wskaże nam cel. Wyhodowanie bardzo silnego psa, o budowie umożliwiającej galop
czyli o sylwetce greyhounda stwarza dotychczas trudność, ale nie powinna ona
okazać się nieprzezwyciężona.
Ta dygresja
wykracza zapewne poza zakres obecnych rozważań i należy ją potraktować
wyrozumiale. MacNeill i inni cytujący Buffona uważają wilczarza za tożsamego ze
starożytnym psem albańskim. Zdaję się tu na autorytet profesora McKenziego,
którzy twierdzi, że według Albańczyków, Szkoci (Irlandczycy) są ich potomkami.
(Races of Irland and Scotland). Nie wiadomo, czy greyhound wywodzi się z
Basenu Morza Śródziemnego, ale samo słowo jest pochodzenia nordyckiego czy też
germańskiego.
Jeśli moje
uwagi strawili ci, którzy cierpią na intelektualną niestrawność, jeśli pomogłem
rodakom pozbyć się piętna, które zasłużenie ciąży na nich za zaniedbanie naszego
narodowego psa, jeśli wzbudziłem zainteresowanie i dostarczyłem rozrywki moim
licznym przyjaciołom, a przede wszystkim - jeśli wzbudziłem w zdolnych i
biegłych hodowcach tego szlachetnego psa zapał do tworzenia coraz lepszych
przedstawicieli gatunku, większy niż pragnienie wymiany okazów już istniejących
za gotówkę, nie napisałem tych słów na próżno.
JOHN F. BAILY
*
* *
John F. Baily
(nazwisko występuje czasem w formie "Bailey") mieszkał w Dublinie i
zarejestrował swojego pierwszego wilczarza w lipcu 1886. Kupił tego psa od
rolnika z hrabstwa Cork. Zwierzę zostało zapisane w rejestrze klubowym jako Cuculain,
hodowca i rasa nieznane, data urodzenia około czerwca 1883, maść czarna z
szarymi smugami (black grizzle brindle). (Graham Pedigrees [Rodowody
Grahama] podają pisownię imienia jako Cuchullin, w innych źródłach jest
ono zapisane jeszcze inaczej. Kapitan Graham określił psa jako "biednego zwierzaka".
Ojciec Hogan twierdził, że psa wyhodował Hawkes z Kilcrea, a pan Bailey uznał, że
"nie jest to pies rasowy, lecz odmiana istniejąca w Kilcrea w hrabstwie Cork
już przed 1848".
Cuculain
"Cu-chulainn
był psem dobrze zbudowanym i niezrównanym pod względem kośćca i sierści. Miał
cudownie rozwiniętą klatkę piersiową i stał na doskonałych nogach i stopach,
lecz na wystawie w 1886 pokonał go jeden z psów kapitana Grahama. W 1890 jednak
był pierwszy w swojej klasie i zwyciężył w konkurencji specjalnej, pokonując
psa pana Beynona imieniem Fingal, który później zdobył "Challenge Shield"
nadaną przez Klub (The Kennel, wrzesień 1891)
Jednym z
pierwszych psów należących do J.F. Bailya była Evir, szczenię psa Bluchera pana
Sawtella i suki Lufry pana Cliftona, urodzone 28 stycznia 1886. Według
rejestrów Kennel Club, rodowód Lufry nie był znany, a Evir był maś ci brązowej
pręgowanej. W Graham's Pedigrees [Rodowodach Grahama] jednak jest
zarejestrowany jako czerwony pręgowany.
11 marca 1890
Evir urodziła szczenięta w hodowli pana Baily. Ich ojcem był Fingal of Ardcandrisk
(deerhound) należący do pani Fraser. Z tego miotu Baily zatrzymał Cromlecha i
Lady Banshee. Później jednak zmienił imię Lady Banshee na Deirdre, może dlatego,
że sprowadził inną sukę imieniem Banshee, choć informacje o niej są sprzeczne.
W Graham's Pedigrees jest wymieniona jako własność kapitana Grahama, ale
w rejestrach klubowych fuguruje dwukrotnie, najpierw jako własność wielebnego Haywarda
(i uprzednio pułkownika Garniera), a później własność J.F. Baily'ego (po miocie
w hodowli Garniera). Kennel Club podaje jej pochodzenie (w obu przypadkach) po psie
Boru i suce Hekli pułkownika Garniera, natomiast Graham's Pedigrees po Bhoroo
i Hekli. Z miotu po Banshee, Baily zatrzymał Luatha, który nie figurował w
rejestrach klubu, ale pojawił się raz w klubowej Stud Book [Księdze
Reproduktorów]. Był synem Fingala pana Benyona i urodził się 27 czerwca 1893.
Luath
Przez wiele
lat John Baily figurował na liście sędziów Klubu Wilczarza Irlandzkiego, w
latach 1923-1925 był sekretarzem klubu, a następnie jego wiceprezesem. W 1926
Klub Wilczarza Irlandzkiego zaprosił go do sędziowania na L.K.A. w 1927. Na tej
wystawie dał najlepsze oceny psu Ch. Sulhamstead Conncara pani Nagle i suce Felixstowe
Kilbagie pana Everetta. Sędziował także w Belfaście tego i poprzedniego roku.
Z rejestrów
klubowych nie wynika, że wystawiał swoje psy. Wyhodował także niewiele miotów,
a przynajmniej nieliczne zarejestrowano w klubie. Powyższy artykuł opublikował
w "Irish Wolfhound Club Year Book" [Rocznikach Klubu Wilczarza
Irlandzkiego] w 1927.
John Baily
sędziował na wystawie w Dublinie w 1898 i tak skomentował swój udział: "Był
to rekordowy pokaz wilczarzy w Dublinie, pod względem liczebności i jakości, co
z pewnością sprawiło przyjemność wielbicielom tych psów. Wśród psów Brian II tak
odstawał od pozostałych z powodu kulawizny (powiedziano mi, że doznał urazu
podczas przeprawy łódką), że odmówiłem wystawienia oceny, bo uznałem, że to najsprawiedliwsze
rozwiązanie. Wahałem się między psami Dermotem Asthore i Thigummem Thu i
najpierw nagrodziłem oba jednakowo. Ponieważ należało zdecydować o tytule
championa i pucharze, uznałem, że w tej sytuacji najlepiej powołać arbitra. Poprosiłem
więc o pomoc pana Greshama, który przyznał tytuł i puchar Dermotowi Asthore. Kiedy
oba psy staneły obok siebie, pod względem postawy żaden z nich nie miał przewagi.
Dermot jednak jest psem młodszym i żwawszym. Lepiej się także poruszał. Thiggum
był bardzo osowiały i apatyczny na ringu, jakby był chory. Dermot ma wspaniałą
postawę, długą głowę, którą psują ciężkie płaskie uszy, dobra szyję i grzbiet,
ładny łuk zadu oraz zachwycające tylne kończyny i stawy skokowe. Ma jednak nienajlepsze
kończyny przednie i dość płaskie boki (choć nie jest to może wielka wada u psa,
od którego wymaga się szybkoś ci), ma krótki tułów i lekki kościec, choć duże i
umięśnione kończyny. Pochodzi z rodu olbrzymów, więc jego krew powinna oddać rasie
ogromną przysługę. Thiggum Thu jest wysoki i typowy, ma odrobinę za krótką
głowę, ale uszy i sierść wyjątkowo ładne. Ma bardzo stabilny przód, a dobrze
wysklepione żebra i ładnie podkasany brzuch. Jego wady, w zestawieniu z wizją o
idealnego wilczarza, to zbyt prosty grzbiet i za mało umięśnioniony zad. To
jednak niewątpliwie wspaniały pies.
Nie wahałem
się, przyznając Kingowi Dathy drugie miejsce. To wysoki silny pies, o ujmującej
szarej maści, dobrych nogach i stopach, silnym zadzie o ładnym łuku oraz dobrze
rozwiniętych mięśniach partii tylnych. Jego główne wady to ciężka czaszka,
która ujmuje długości głowie i dość krótki tułów. Bann III nie jest tak wysoki
jak wspomniane już psy, ale ma ładną typową głowę, o sierści bardziej
szorstkiej niż pozostałe i ładnie nosi uszy. To silny i aktywny samiec, choć
efekt psuje dość jasne oko. Wśród suk pierwsze miejsce przyznałem Shileli II, o
długiej charakterystycznej głowie, pokrytej należycie szorstką sierścią, o dobrych
uszach, nogach, stopach i kudłatej sierści. Jest mała, ale uważam, że to stała
cecha rasy. Tak było w 1653, o czym świadczy list Dorothy Osborne do Sir
Williama Temple, w którym prosi o znalezienie dla niej "irlandzkiego greyhounda".
Pisze, że ma już zwierzę, które należało do Cromwella, "ale to suka, a one
są zawsze znacznie mniejsze od psów". Agala, na drugim miejscu, to ładna
wysoka suka o długiej głowie, którą jednak psują duże i płaskie uszy, zbyt
nisko osadzone i przylegające do głowy, co nadaje jej wygląd psa gończego.
Przydałoby się jej też lepsze umięśnienie i gęstsza sierść. Suka Cheevra, na
trzecim miejscu, ma piękną budowę, o licznych zaletach, ale ma znacznie
niedostatki szaty, więc musiała zadowolić się tą lokatą. Jej córka Wanda była największą
i najsilniejszą suką w tej klasie, ale ma nieładną głowę i uszy, choć jako zwierzę
hodowlane będzie bardzo cenna. Powabna Coleen jest typowa, ale zdecydowanie za
mała. Kapitan Graham w swojej podziwu godnej publikacji o wilczarzu [wolfdog]
uważa, że wcześ niej tę rasę często krzyżowano z dogami. Nieodpartym dowodem,
że takie krzyżówki rzeczywiś cie istniały jest list lorda Chesterfield, który
był wicekrólem Irlandii.
Podsumowując,
pozwolę sobie stwierdzić, że ta rasa uczyniła wielkie postępy, o czym świadczą
nie tylko jej przedstawiciele, ale okazywana jej przychylność. Główny cel -
wielkość - został osiągnięty, ale uważam, że nadal brakuje charakteru i jednolitości
typu. Mam nadzieję, że ta uwaga nie zostanie mi poczytana za dowód arogancji,
ale te cele także można osiągnąć, jeśli będziemy zwracać większą uwagę na
rodowody, których wartoś ć nie polega na liczbie figurujących w nich
zwycięzców, ale na wiedzy o przodkach danego zwierzęcia, o dotychczasowych krzyżówkach
i o zdolności psa lub suki do przekazania swoich cech potomstwu".
Baily
sędziował również na wystawie L.K.A. w 1908 oraz Kennel Klub Show w 1911 i z
obu sporządził sprawozdania.
Tłumaczenie: Dorota
Gostyńska